poniedziałek, 24 maja 2010

Po marszu równości w Krakowie

W sobotę 15 maja wzięłam udział w Marszu Równości w Krakowie.Był wesoły, kolorowy, nie było "golasów na platformach" jak to się zdarza na dużych gay pride na świecie. Niosłyśmy z koleżanką transparent z napisem "Miłość i wierność zawsze te same". Bardzo dziękuję Brygidko, za Twoją postawę i chęć poprawy świata.
W marszu brali udział także ateiści, których szanuję, ale oczywiście nie utożsamiam się z nimi. Nieśli transparent z zębatą rybą, podpisany "Polak katolik". Niestety, jest w tym trochę prawdy. Już na trasie można było widzieć i słyszeć te "zębate ryby" - zwykle młodych chłopców, wykrzykujących pełne nienawiści hasła, gotowych do agresji fizycznej. Wszystko to spowodowane fałszywym strachem przed ludźmi odmiennej orientacji seksualnej lub odmiennym poczuciu tożsamości płciowej. Strach napędzany przez liczne osoby, organizacje, także przez część ludzi Kościoła Rzymsko Katolickiego. (Zboczeńcy! Zniszczą Kościół, tradycyjną rodzinę, zdemoralizują dzieci!)
Ileż czasu, ile cierpliwości trzeba aby to wszystko wyjaśnić? Ze problemem nie jest czyjaś orientacja, tylko ewentualna rozwiązłość, występująca dziś powszechnie. Że największą pomocą byłoby uznanie związków jednopłciowych prawnie oraz w Kościele, aby propagować właśnie moralny i odpowiedzialny model życia.
Czytuję czasami świadectwa ludzi, którzy poddali się "terapii" reorientacji, zalecanej przez Kościół. Wielu z nich wygląda na autentycznie zadowolonych, chociaż z ich wypowiedzi odczytuję, że tan naprawdę się nie "wyleczyli". Żyją nadzieją że są na dobrej drodze, próbują kontaktów różnego typu z osobami płci przeciwnej. Ciągle jednak przewija się wątek nawracających pragnień homoseksualnych. Według mnie "wyleczenie" jest możliwe tylko u osób, które są homoseksualne pozornie lub w niewielkim stopniu. Natomiast zadowolenie wyżej wspomnianych wynika z faktu, że ktoś pomógł im wyjść z uzależnienia od seksu. Ideałem byłaby taka właśnie forma pomocy, ale bez prób zmiany orientacji. Wówczas każdy mógłby być sobą, a szansa założenia szczęśliwego związku wzrosłaby znacznie.
Seks, jakkolwiek ważny, musi być pod kontrolą i na drugim miejscu po uczuciu miłości bezinteresownej. Dlatego też uważam, że idea powstrzymania się od seksu z drugą osobą aż do zawarcia małżeństwa/trwałego związku - jest słuszna psychologicznie i godna polecenia również osobom niewierzącym. Jest to po prostu wyrażenie czynem następującej idei: Jesteś dla mnie ważniejszy/a niż przyjemność, której możesz mi dostarczyć. Kocham cię i zamierzam kochać zawsze, także jeżeli nasza przyszła relacja seksualna nie będzie najwyższych lotów; również kiedy zachorujesz i seks nie będzie możliwy. Idealizm? Nie! Jedyna możliwa recepta na prawdziwe szczęście we dwoje!
Pięknie pisze o tym Pan Sławomir Kuleta w swojej książce "Inne spojrzenie" str 230,231.
Bardzo się cieszę, że wydał tę książkę. Chciałabym, aby była szerzej dostępna.
Chciałabym spotkać więcej takich ludzi i wspólnie budować "Cywilizację miłości bez lęków".
Na razie wiem, że jestem między "młotem a kowadłem", między licznymi ludźmi którzy wolą rozwiązłość, a Kościołem, który ma inne zdanie niż ja. Jednocześnie jestem w Kościele i wiem,że muszę o tym wszystkim głośno mówić. Taka moja rola, odczytana w sumieniu. Boże, wspomagaj i prowadź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz