środa, 21 lipca 2010

Euro Pride Warszawa 2010

http://www.zw.com.pl/galeria/278370,33,495929.html
http://www.homiki.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=4048

Zastanawiałam się, czy iść na Euro Pride. Argumenty za i przeciw są ogólnie znane.
Wiem, że wiele osób LGBT nie bierze udziału w takich wystąpieniach, uważając, że to więcej szkodzi ich sprawie niż pomaga.
Ja jednak myślę, że ta forma jest potrzebna. Dzięki marszom świadomość społeczna na świecie pogłębiła się w ostatnich dziesięcioleciach. W paradach biorą udział nie tylko "golasy", ale też wiele osób ubranych całkiem normalnie, lub przebranych w tzw dobrym guście. Niosą wiele ciekawych i wartościowych haseł. Pełna różnorodność. Ludzi, którzy zachowują się zbyt prowokująco trzeba rozumieć. Odreagowują wiele doznanych w społeczeństwie urazów i krzywd. Większość bawi się wesoło i kolorowo.
Ostatecznie przekonałam się do pójścia po obejrzeniu zdjęć z tegorocznej parady w Londynie. Szło tam wśród barwnego tłumu wiele osób ubranych w jednolite podkoszulki, z transparentami organizacji chrześcijańskich. "Some Christians are gay. Get over it"
Tak więc byłam na Euro Pride w Warszawie 17.07.2010. Zrobiłam transparent z napisem "Polak katolik też bywa (tęczowa ryba, uśmiechnięta)". Miał on korespondować z powyższym z Londynu, oraz dać odpowiedź transparentowi z krakowskiego Marszu Równości, gdzie pod napisem "Polak katolik" widniała ryba zła i zębata...
Był wielki upał.
Na Placu Bankowym gromadził się tłum . Rozpoznałam stojących z transparentem panów Brandona Fay oraz Thomasa Moulton - słynnych gejów, których zdjęcie ślubne wykorzystał kilka lat temu ś.p. prezydent Lech Kaczyński do straszenia Polaków okropnościami zachodniego świata (jak pamiętamy, panowie przyjechali wówczas do Polski, aby zaprotestować przeciwko takim metodom oraz wesprzeć tutejsze środowiska LGBT. Odwiedzili także Sejm.Obecnie przyjechali na paradę, oraz z zamiarem pomodlenia się na Wawelu przy grobie Lecha Kaczyńskiego i złożenia hołdu ofiarom katastrofy smoleńskiej).
Przywitałam się z panami miło, dziękując za ich przybycie. Ponieważ podobał się im mój transparent, zaprosili mnie do wspólnego zdjęcia.
Starsza pani z dużym krzyżem w ręce chodziła w tym czasie i modliła się za nas...
Wzrusza mnie jej dobra wola. Cóż, że mamy całkiem inny punkt widzenia...
Parada ruszyła.
Było sympatycznie i wesoło. Muzyka, śpiewy, tańce. Ludzie z różnych stron świata - kraje zachodnie, ale także spora grupa z Ukrainy, z Litwy. Kontrmanifestacje wydawały się nieduże, policja ochraniała pochód dość dyskretnie. Zdjęcia można obejrzeć na załączonych linkach.
Dużo ludzi interesowało się moim transparentem, uśmiechało, robiło zdjęcia. Nie spotkałam zagranicznych chrześcijańskich organizacji LGBT. Jedna Czeszka i jedna Słowaczka opowiadały mi, że u nich istnieją takie właśnie organizacje. Przedstawił mi się jeden Polak ewangelik, rozmawialiśmy o ewentualnym wznowieniu działalności Berith Przymierze, wspólnoty ekumenicznej.
Przez krótki czas trzymała ze mną transparent sympatyczna Ania z Warszawy. Powiedziała, że chociaż jest ateistką, chętnie mi pomoże.
Ogólnie widać było wśród ludzi na ulicach więcej życzliwości niż wrogości.
Po powrocie do domu, na drugi dzień oglądałam program "Między ziemią a niebem", gdzie na początku były krótkie wywiady, między innymi ze mną. Następnie dyskutowali zwolennicy i przeciwnicy związków partnerskich- pierwsi bardzo inteligentnie, drudzy naprawdę na żenującym poziomie.
http://www.tvp.pl/religia/programy-katolickie/miedzy-ziemia-a-niebem (18.07.2010)
W internecie znalazłam informacje w katolickich mediach, jakoby moje hasło było wrogie Kościołowi. No cóż, wiadomo że po niektórych nie można się spodziewać innej reakcji.
Pan Tomasz Terlikowski, jak przeczytałam - zrezygnował z agresywnego tonu i modli się o nawrócenie uczestników parady. To już dobry krok naprzód. Ja modlę się o uznanie w społeczeństwie i w Kościele dobra, jakim są wierne związki osób homoseksualnych czy transpłciowych. Chcę się modlić wspólnie, i taka grupa niedługo w Polsce powstanie.
Pozdrawiam wszystkie Myszeczki!

niedziela, 11 lipca 2010

o wierności

Po Marszu Równości w Krakowie otrzymałam maila od pewnego Człowieka. Napisał, żeby nie przesadzać z tą wiernością - rozumianą jako wyłączność seksu w związku dwóch osób. Że nie każdy ma do niej predyspozycje. Że ludzie mogą być równie szczęśliwi bez tej wyłączności, pod warunkiem uczciwego informowania partnera oraz przestrzegania zasad bezpiecznego seksu. ........
Rozmyślałam długo, długo. Mój nastrój obniżył się o kilka istotnych punktów skali... Głównie dlatego, że bardzo lubię i cenię Autora listu. Jest to wysokiej klasy intelektualista, człowiek dobrego serca.
Czy te opowieści o wierności to tylko skutek represyjnej moralności judeochrześcijańskiej? Czy należy ludzi z tego wyzwolić, aby byli szczęśliwsi? Myślę, że trzeba wybierać z licznych przepisów to, co pozostaje wartościowe. Przecież nie zrezygnowaliśmy z zasad higieny, mimo że dużo napisano o nich w Talmudzie...

No cóż... Znam po prostu ludzi, którzy marzą o wiernym związku, ale ciągle im się nie udaje.
Może ci, którzy są szczęśliwi - w różnych modelach związków, zechcą podzielić się swoimi doświadczeniami? W listach lub na spotkaniach?
Wiemy, że nie ma reguł, każdy człowiek, a tym bardziej każdy związek dwojga ludzi jest innym kosmosem.
Jednak słuchając, jakie zasady działają u innych, można czasem znaleźć coś dla siebie.
Niedługo podzielę się z Wami swoim doświadczeniem w tej materii.
Na razie wyjaśniam, skąd tak cenię sobie wierność. Otóż bardziej niż wychowanie religijne wywarł na mnie wrażenie wiersz Marii Kownackiej, przeczytany w wieku przedszkolnym.
Przeczytajcie go również, a jeśli macie dzieci - własne lub inne bliskie, to koniecznie zapoznajcie je z nim! Będą kiedyś szczęśliwsze... Oto on:

Stary zielony miś

Zbych ma misia.
Ooo, od dawna, nie od dziś, jest u Zbycha już ten miś. Ten misio
jest taki stary, że we wszystkich szwach ma szpary, z tych szpar
prószą się trociny; grzbiet i pyszczek ma wytarty, miś po prostu - nic
nie warty! No, a jeszcze oprócz tego jest koloru zielonego!
- Co? Kto słyszał? Miś zielony - to po prostu śmiech szalony!
Dlaczego miś był był zielony, o tym nikt nie wiedział. Zbych
nikomu nie powiedział. Ale wam, jeżeli chcecie - powiemy w wielkim
sekrecie.
Kiedy mamusia ze Zbyszkiem pojechała do Warszawy, Zbyszek nic a
nic nie miał wtedy do zabawy. I mamusia dla Zbysia uszyła śmiesznego
misia z tego zielonego pluszu, co go kawałek od starego fotelika
zostało.
I tak żyli Zbyś i miś w tej przyjaźni aż do dziś.
Aż tu dzisiaj wielkie święto! Urodziny dziś Zbigniewa. Dostanie on
w podarku coś, czego się nie spodziewa!
Zbudził się Zbyszek o świcie, przy łóżeczku jest stoliczek -
bielusieńki i przybrany w narcyzy i tulipany. Na stoliczku - patrzy
Zbyś, siedzi śliczny, nowy miś. Od łapeczek aż do uszu calutki z
białego pluszu, oczy lśniące, mina harda, złoty dzwonek i kokarda.
Bierze misia Zbych nieśmiało. Miś to piękny, jakich mało!
Biegną siostry, mama, tata:
- Żyj nam, Zbysiu, długie lata!
Kasia woła:
- Już od dzisiaj będziesz miał nowego misia!
Bawiły się dzieci ślicznie nowym misiem do wieczora. Było milo i
wesoło, aż wreszcie spać przyszła pora. Trzeba iść do łóżka. Uściskała
mama Zbysia, położyła przy min misia, wyszła na paluszkach.
Spogląda Zbych na misia - ten się rozparł z miną hardą, z złotym
dzwonkiem i kokardą, nastawił pluszowe uszy, oczy w sufit wybałuszył.
Wyjrzał Zbych z łóżeczka, a tam siedzi w kąt wtulony jego stary
miś zielony, zabiedzony nieboraczek, nos wparł w ziemię, pewno płacze.
Skoczył Zbych, nie myśląc wiele:
- Chodź, my starzy przyjaciele!
Kiedy mamusia zajrzała do dzieci - nowy, wspaniały miś spał na
taborecie, a do Zbyszka przytulony chrapał stary miś zielony!