czwartek, 9 września 2010

O róży i kropli rosy

Odwiedziłam moją przyjaciółkę Ninę, która ma obecnie 91 lat. Mimo znacznej różnicy wieku łączy nas bardzo wiele. Poznałyśmy się,gdy miałam 13 lat. Niejedną noc spędziłyśmy rozmawiając o sensie życia, Bogu, wierze i innych ważnych sprawach.
Kilka miesięcy temu Nina przebyła niewielki wylew wewnątrzczaszkowy.

Teraz zaprowadziła mnie przed okno, na którego parapecie stały kwiaty. Pokazała krzak róży. Róża ta miała drobne listki i siedem niedużych, jasnoróżowych kwiatków.
-Ta róża jest dla mnie mistyczna- objaśniła Nina.- Dostałam ją od syna Zuzanny w czasie jej pogrzebu. Potem on też umarł, a teraz przez ten kwiatek przemawia do mnie.
-Tak?- zapytałam- Miałaś kontakt z tą rodziną i wiesz, że on też umarł?
-Ja wiem, kiedy ktoś umiera. Wtedy znikają wszystkie papiery. Niedawno zniknęły z mojego biurka...

-Pamiętasz pierścionek, który ci dałam przed laty?- snuła dalej Nina
-Oczywiście, że pamiętam.
(Byłam wtedy nastolatką. Nina kopiąc grządki w ogródku znalazła swój pierścionek z czasów młodości, zgubiony przed wojną. Przeleżał w ziemi ponad 40 lat. Nina zabrała mnie o świcie do lasu, aby zbierać maliny. Gdy wschodzące słońce przebijało przez mgły i rosę na liściach, wręczyła mi ten pierścionek - z oczkiem jak kropla rosy - na znak naszej przyjaźni).
Milczałyśmy chwilę, przytulone.
-Byłyśmy wtedy jeszcze dziećmi - odezwała się Nina

Będąc (póki co) osobą tak zwaną "sprawną umysłowo" nie potrafię wyrazić ulotnego piękna takich chwil.
Nieraz doświadczamy ich, gdy kontaktujemy się z ludźmi mniej sprawnymi czy małymi dziećmi. Jest w nich coś więcej. Wolni w jakimś stopniu od więzów logiki, zdobywania i twardej realizacji celów - ukazują nam okienko do wielkiego świata uczuć i emocji, o których tylko czasem ośmielamy się marzyć.