niedziela, 11 lipca 2010

o wierności

Po Marszu Równości w Krakowie otrzymałam maila od pewnego Człowieka. Napisał, żeby nie przesadzać z tą wiernością - rozumianą jako wyłączność seksu w związku dwóch osób. Że nie każdy ma do niej predyspozycje. Że ludzie mogą być równie szczęśliwi bez tej wyłączności, pod warunkiem uczciwego informowania partnera oraz przestrzegania zasad bezpiecznego seksu. ........
Rozmyślałam długo, długo. Mój nastrój obniżył się o kilka istotnych punktów skali... Głównie dlatego, że bardzo lubię i cenię Autora listu. Jest to wysokiej klasy intelektualista, człowiek dobrego serca.
Czy te opowieści o wierności to tylko skutek represyjnej moralności judeochrześcijańskiej? Czy należy ludzi z tego wyzwolić, aby byli szczęśliwsi? Myślę, że trzeba wybierać z licznych przepisów to, co pozostaje wartościowe. Przecież nie zrezygnowaliśmy z zasad higieny, mimo że dużo napisano o nich w Talmudzie...

No cóż... Znam po prostu ludzi, którzy marzą o wiernym związku, ale ciągle im się nie udaje.
Może ci, którzy są szczęśliwi - w różnych modelach związków, zechcą podzielić się swoimi doświadczeniami? W listach lub na spotkaniach?
Wiemy, że nie ma reguł, każdy człowiek, a tym bardziej każdy związek dwojga ludzi jest innym kosmosem.
Jednak słuchając, jakie zasady działają u innych, można czasem znaleźć coś dla siebie.
Niedługo podzielę się z Wami swoim doświadczeniem w tej materii.
Na razie wyjaśniam, skąd tak cenię sobie wierność. Otóż bardziej niż wychowanie religijne wywarł na mnie wrażenie wiersz Marii Kownackiej, przeczytany w wieku przedszkolnym.
Przeczytajcie go również, a jeśli macie dzieci - własne lub inne bliskie, to koniecznie zapoznajcie je z nim! Będą kiedyś szczęśliwsze... Oto on:

Stary zielony miś

Zbych ma misia.
Ooo, od dawna, nie od dziś, jest u Zbycha już ten miś. Ten misio
jest taki stary, że we wszystkich szwach ma szpary, z tych szpar
prószą się trociny; grzbiet i pyszczek ma wytarty, miś po prostu - nic
nie warty! No, a jeszcze oprócz tego jest koloru zielonego!
- Co? Kto słyszał? Miś zielony - to po prostu śmiech szalony!
Dlaczego miś był był zielony, o tym nikt nie wiedział. Zbych
nikomu nie powiedział. Ale wam, jeżeli chcecie - powiemy w wielkim
sekrecie.
Kiedy mamusia ze Zbyszkiem pojechała do Warszawy, Zbyszek nic a
nic nie miał wtedy do zabawy. I mamusia dla Zbysia uszyła śmiesznego
misia z tego zielonego pluszu, co go kawałek od starego fotelika
zostało.
I tak żyli Zbyś i miś w tej przyjaźni aż do dziś.
Aż tu dzisiaj wielkie święto! Urodziny dziś Zbigniewa. Dostanie on
w podarku coś, czego się nie spodziewa!
Zbudził się Zbyszek o świcie, przy łóżeczku jest stoliczek -
bielusieńki i przybrany w narcyzy i tulipany. Na stoliczku - patrzy
Zbyś, siedzi śliczny, nowy miś. Od łapeczek aż do uszu calutki z
białego pluszu, oczy lśniące, mina harda, złoty dzwonek i kokarda.
Bierze misia Zbych nieśmiało. Miś to piękny, jakich mało!
Biegną siostry, mama, tata:
- Żyj nam, Zbysiu, długie lata!
Kasia woła:
- Już od dzisiaj będziesz miał nowego misia!
Bawiły się dzieci ślicznie nowym misiem do wieczora. Było milo i
wesoło, aż wreszcie spać przyszła pora. Trzeba iść do łóżka. Uściskała
mama Zbysia, położyła przy min misia, wyszła na paluszkach.
Spogląda Zbych na misia - ten się rozparł z miną hardą, z złotym
dzwonkiem i kokardą, nastawił pluszowe uszy, oczy w sufit wybałuszył.
Wyjrzał Zbych z łóżeczka, a tam siedzi w kąt wtulony jego stary
miś zielony, zabiedzony nieboraczek, nos wparł w ziemię, pewno płacze.
Skoczył Zbych, nie myśląc wiele:
- Chodź, my starzy przyjaciele!
Kiedy mamusia zajrzała do dzieci - nowy, wspaniały miś spał na
taborecie, a do Zbyszka przytulony chrapał stary miś zielony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz